poniedziałek, 23 stycznia 2012

Stanisław Ignacy Witkiewicz



* NOTA BIOGRAFICZNA:

Stanisław Ignacy Witkiewicz ("Witkacy") urodził się 24 lutego 1885 r. w Warszawie. Jego ojcem był znany krytyk, malarz i pisarz, twórca tzw. "stylu zakopiańskiego" w architekturze Stanisław Witkiewicz; matką Maria z Pietrzkiewiczów, nauczycielka muzyki. Pomiędzy rokiem 1890, a 1893 Witkiewiczowie przenoszą się na stałe do Zakopanego. Chrzest Stanisława Ignacego odbywa się już w stolicy Tatr w 1891 roku, a rodzicami chrzestnymi zostają: Helena Modrzejewska (ojciec Witkacego przyobiecał jej to kiedyś i czekano z uroczystością, aż wróci do kraju) oraz Jan Krzeptowski-Sabała (legendarna już postać Zakopanego; był towarzyszem i partnerem w pierwszych dyskusjach swojego chrześniaka).
Mały Staś wychowywany jest, głównie przez ojca, w oryginalny sposób. Stanisław Witkiewicz będąc zagorzałym przeciwnikiem systemu szkolnictwa nie godzi się posłać swojego dziecka do szkoły. Zamiast tego organizuje mu prywatne lekcje oraz pozwala, aby Staś sam rozwijał się w tych kierunkach, które go interesują. A interesuje przyszłego Witkacego wiele rzeczy. Od małego przejawia różnorodne zdolności artystyczne: początkowo głównie malarskie i muzyczne, szybko uczy się pisać i podejmuje pierwsze próby pisarskie (cała seria "dramacików" napisanych i samodzielnie wydrukowanych w 1893 roku).
W 1897 roku Stanisław Ignacy zdaje egzamin do drugiej klasy szkoły realnej we Lwowie. Nie uczęszcza jednak regularnie na zajęcia. Zamiast tego zdaje egzaminy semestralne, ucząc się nadal samodzielnie w domu w Zakopanem. W tym okresie, poza dalszym rozwojem w dziedzinach muzyki i malarstwa, budzi się u Witkacego nowa pasja: fotografowanie. Zamiłowanie do fotografii będzie mu towarzyszyło przez większą część życia.


W 1900 roku Stanisław Ignacy pierwszy raz spędza dłuższy czas poza domem: wakacje u ciotki w Syłgudyszkach na Litwie. Będzie tu przyjeżdżał przez kolejne cztery lata, odwiedzi z ciotką Petersburg, będzie malował i fotografował. W 1901 roku dwa pejzaże Witkacego z Litwy zostaną zaprezentowane na zakopiańskiej "Wystawie obrazów i rzeźb". W tym okresie Stanisław Ignacy zaczyna interesować się filozofią, czego wyrazem są jego rozprawki, które złożą się na jego pierwszą "książkę" Marzenia improduktywa (dywagacja metafizyczna).
W 1904 roku Witkacy wyjeżdża do Włoch, odwiedzając po drodze Wiedeń i Monachium, gdzie ma okazję zwiedzić liczne galerie. Dalej maluje i wydaje się, iż w tym momencie uznaje siebie przede wszystkim za malarza. Świadczy o tym fakt, iż w 1905 roku przeprowadza się do Krakowa i, wbrew opinii ojca, podejmuje naukę w Akademii Sztuk Pięknych. Wraz z Karolem Szymanowskim ponownie odwiedza Włochy, gdzie przebywa na kuracji jego ojciec.
Wycieczka do Paryża w 1908 roku wpłynie znacząco na Witkiewicza-malarza. Zwiedzając muzea, galerie oraz 24 Salon Niezaleznych będzie miał szansę zapoznać się z najnowszymi kierunkami malarstwa europejskiego. Pod ich wpływem zrywa z dotychczas uprawianym malarstwem pejzażowym, pojawiają się jego pierwsze "potwory" oraz portrety. Jeszcze w tym roku ojciec zapada na zdrowiu i wyjeżdża do Lovrany we Włoszech, by nigdy już do kraju nie wrócić.


Na dalszym życiu młodego Stanisława Ignacego zaważy silnie znajomość z aktorką Ireną Solską, którą obdarzy silnym uczuciem. Niejako wynikiem tej znajomości będzie pierwsza powieść Witkiewicza 622 upadki Bunga czyli Demoniczna kobieta, napisana w latach 1909-1911. Parokrotnie odwiedza w tym czasie ojca w Lovranie, w maju 1911 jedzie przez Berlin i Kolonię ponownie do Paryża, by zobaczyć pierwszy triumf kubizmu (41 sala Salonu Niezaleznych). Kontynuuje podróż zatrzymując się w Bretanii u malarza Władysława Ślewińskiego, a w lipcu odwiedza w Londynie swego przyjaciela Bronisława Malinowskiego.
Lata 1912-1913 Witkacy spędza w Zakopanem. Poddaje się psychoanalizie pod kierunkiem doktora Karola de Beaurain, który "wmawia mu kompleks embriona". W konsekwencji Stanisław Ignacy w jednym z listów do przyjaciółki Heleny Czerwijowskiej podpisuje się Witkacy, co ma symbolizować artystyczne wyzwolenie się spod opieki ojca. W latach tych malarskie prace Witkacego prezentowane są w Zakopanem, Warszawie i Krakowie.
Stanisław Ignacy Witkiewicz decyduje się również na definitywne zerwanie romansu z Ireną Solską. Zaręcza się natomiast z poznaną w Zakopanem Jadwigą Janczewską. Trudny okres narzeczeństwa kończy się tragicznie: 21 lutego 1914 roku panna Jadwiga popełnia samobójstwo. Artysta popada w głęboką depresję i sam bliski jest targnięcia się na własne życie.
Witkacy przyjmuje zaproszenie Bronisława Malinowskiego do wzięcia udziału w ekspedycji badawczej na Nową Gwineę, w której ma pełnić funkcję rysownika i fotografa. Początkowo zatrzymują się na Cejlonie, a w lipcu docierają do Australii. Tam dociera do nich wiadomość o wybuchu wojny. Witkacy decyduje się na powrót do Europy i walkę przeciwko Niemcom, których uznaje za głównego wroga Polski. Przez Odessę dostaje się do Petersburga, gdzie, dzięki protekcji mieszkającej tam rodziny, zostaje przyjęty do Pawłowskiej Szkoły Wojskowej.
Szkołę kończy w trybie przyśpieszonym i we wrześniu 1915 roku w stopniu podchorążego zostaje skierowany na front. Szybko zostaje dowódcą czwartej kompanii, a w uznaniu zasług wojennych w lipcu 1916 roku zostaje oficerem Lejb Gwardii Pułku Pawłowskiego w stopniu podporucznika. W lipcu tego roku w zachodniej części Ukrainy koło wsi Witonirz Witkacy zostaje ciężko ranny podczas bitwy i już nie powraca na front. Nie wiadomo do dnia dzisiejszego, co dokładnie dzieje się z Witkiewiczem podczas rewolucji, a on sam o tym rzadko wspomina. W 1918 roku przez Warszawę dociera do Zakopanego.
Jeszcze podczas pobytu w Rosji Witkacy rozpoczyna pracę nad swoim systemem filozoficznym i estetycznym, wynikiem czego jest książka Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia, ukończona we wrześniu 1918 roku. Z Rosji przywozi artysta ogromną ilość kompozycji i portretów, które stanowią podstawę do przyjęcia go do grupy Formistów, których stanie się wkrótce głównym teoretycznym rzecznikiem. Powstają dwa pierwsze dramaty: Maciej Korbowa i Bellatrix oraz Nowa homeopatia zła.
Następne pięć lat, to okres najbardziej "płodny" w życiu Witkiewicza. Wydaje Nowe Formy w Malarstwie, Szkice estetyczne oraz Teatr, pisze około trzydziestu dramatów (publikuje zaledwie pięć). Premiery jego sztuk odbywają się w Krakowie, Warszawie i Toruniu. Wraz z Formistami wystawia swoje obrazy w Krakowie, Warszawie, Lwowie, Poznaniu i Zakopanem. 30 kwietnia 1923 roku Witkacy żeni się z wnuczką Juliusza Kossaka Jadwigą z Unrugów.



Około roku 1925 Witkacy zmienia zasadniczy nurt swoich zainteresowań artystycznych. W malarstwie ograniczy się do portretu, który będzie traktował jako formę sztuki użytkowej i źródło swego utrzymania. Wtedy właśnie zakłada sławną Firmę Portretową "S.I.Witkiewicz". W literaturze porzuci dramat na rzecz powieści, którą uzna za "worek", który nie może być dziełem Czystej Formy, jednakże nadaje się dobrze do prezentowania poglądów autora. Rozpoczyna pracę nad powieścią Pożegnanie jesieni, która ukaże się drukiem w 1927 roku.
W tym samym roku Witkacy rozpoczyna współpracę z warszawskim dziennikiem "Przegląd Wieczorny", w którym będzie publikował cotygodniowe felietony poświęcone głównie krytyce literackiej. W latach późniejszych nawiąże również współpracę z innymi pismami ("Polska Zbrojna", "Gazeta Polska", "Pion", "Zet"). Kończy swoją trzecią powieść pt. Nienasycenie, która zostanie wydana w 1930 roku.
Latem 1929 roku Witkacy poznaje Czesławę Oknińską-Korzeniowską, z którą odtąd będą go łączyć uczuciowe więzy aż do wspólnego, choć przeżytego przez Oknińską, samobójczego zamachu. W 1931 roku umiera matka Witkacego, a on sam przenosi się do "Witkiewiczówki" na Antałówce, gdzie wynajmuje pokój u swej ciotki Marii Witkiewiczówny i gdzie mieszkać będzie do końca. W twórczym życiu Witkacego zaczyna teraz dominować filozofia. W wydanej w 1935 roku książce Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia wykłada swój system filozoficzny, który nazywa monadyzmem biologicznym. W latach 1931-1932 pisze swoją ostatnią, najbardziej zresztą "filozoficzna" powieść Jedyne wyjście, która ukaże się drukiem po raz pierwszy dopiero w 1968 roku. Wydaje również książkę znaną obecnie pod tytułem Narkotyki. W 1935 roku za twórczość literacką zostaje odznaczony Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury.


 W 1936 roku powstają "Niemyte dusze", które przed wojną zostaną opublikowane jedynie we fragmentach. Ostatnie lata życia poświęca Witkacy prawie wyłącznie filozofii: publikuje artykuły, polemizuje z poglądami współczesnych filozofów oraz pisze dalszy ciąg swojego "główniaka" Zagadnienie psychofizyczne. We wrześniu 1936 roku bierze udział w Kongresie Filozoficznym w Krakowie, na którym wygłasza referat. W 1937 roku gości u siebie w Zakopanem niemieckiego filozofa Hansa Corneliusa, z którym od lat przyjaźnił się i korespondował. 
W 1938 Witkacy pisze nie zachowany niestety dramat Tak zwana ludzkość w obłędzie. Widmo zbliżającej się katastrofy, którą przeczuwa wyraźnie, sprawia, że Witkacy znajduje się stanie głębokiej depresji. Początek roku 1939 spędza w Warszawie, lipiec i sierpień w Zakopanem, by w ostatnich dniach sierpnia ponownie wrócić do Warszawy. 5 wrześnie wraz z Czesławą Oknińską opuszcza Warszawę i kieruje się na wschód. W połowie września dociera do wsi Jeziory na Polesiu. 18 września na wiadomość o wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski, popełnia samobójstwo. Jego partnerka, mimo zażycia silnej dawki luminalu przeżyła. Stanisław Ignacy Witkiewicz zostaje pochowany na wiejskim cmentarzu w Jeziorach.

Witkacy - FILOZOF




Stanisław Ignacy Witkiewicz nie był "filozofem akademickim". Nie odebrał starannego wykształcenia w tej dziedzinie i z całą pewnością miał pewne "luki" z zakresu tak "metodologii filozofii", jak i jej historii, co "środowisko" czasem mu wypominało i nie traktowało jako profesjonalnego filozofa. Zdarzały się oczywiście odosobnione wyjątki (m.in. Jan Leszczyński, Władysław Tatarkiewicz, czy później Tadeusz Kotarbiński), które jednak zdawały się potwierdzać regułę, iż Witkiewicz w dwudziestoleciu za filozofa nie uchodził. Zresztą, czy na pewno chciał być filozofem "zawodowym"? Czy aby brak profesjonalnego wykształcenia i oczytania w tej materii nie dawał mu jednak przewagi nad "kolegami-filozofami"? Nie ułatwiał uchronienia przed staniem się - jak sam to zwykł określać - "przeintelektualizowanym młynkiem"?

Jednego można być pewnym - traktował filozofię śmiertelnie poważnie. Wszystko jest gównem - to znaczy wszystko poza filozofią. Bez niej byłbym zwykłym gówniarzem - napisze w 1939 roku w liście do niemieckiego filozofa Hansa Corneliusa (przyjaźń z którym cenił sobie bardzo). O ile zdobywał się na dystans i ironię odnosząc się do własnej twórczości pisarskiej czy malarskiej, o tyle nie czynił tego w odniesieniu do działalności filozoficznej (wymownym tego przykładem jest zarzucenie podpisywania prac filozoficznych swoim przydomkiem artystycznym "Witkacy"). Dla Witkiewicza filozofia nie była rozrywką czy sposobem na życie, była mu potrzebna do życia. Po latach tak przedstawi to Jan Leszczyński: Witkiewicz bowiem nie należał do tych filozofów, co uprawiają tylko filozofię: on przeżywał ją całym sobą. Zarówno jego własne życie, jak i cała nieomal jego artystyczna twórczość podlegały filozoficznej obsesji w niezwykłym nasileniu.

Nie jest celem niniejszego szkicu zaprezentowanie lub nawet streszczenie podglądów filozoficznych Witkiewicza - to czyniły już wielokrotnie bardziej kompetentne osoby (wybór tekstów znajduje się poniżej). Ideałem będzie przekonanie "wyznawców Witkacego" do tego, iż filozofia Witkiewicza nie była czymś tworzonym na boku i nie stanowi jedynie dodatku do jego twórczości pisarskiej czy malarskiej. Nie można do końca pojąć dramatów Matka czy Szewcy bez zrozumienia pojęcia "filozofia dziejów" i poglądów, jakie w tej materii prezentował Witkiewicz. Nawet najwybitniejszy literaturoznawca nie dojdzie sensu zachowania się bohaterów dramatów i powieści Witkacego, nie znając podstaw jego ontologii (osobną rzeczą jest fakt, iż poglądy filozoficzne Witkiewicz ciągle "upychał" w utworach literackich - vide powieść Jedyne wyjście). I krótko - problematyka filozoficzna interesowała samego Witkiewicza, więc musi także zainteresować jego badaczy i miłośników.

Poniżej zasygnalizujmy główne problemy filozofii Witkiewicza, ufając, iż wydadzą się one na tyle interesujące, że zachęcą do samodzielnego przestudiowania przynajmniej jednego z wielu opracowań, jakie temu tematowi poświęciło wielu wybitnych witkacologów.


Myśl Witkiewicza koncentrowała się na trzech działach/dziedzinach filozofii: ontologii, historiozofii oraz estetyce. Ontologia - czyli nauka o bycie/istnieniu - Witkiewicza stawiała sobie maksymalistyczne cele: dać najbardziej ogólny opis istnienia, stworzyć system prawdy absolutnej, który da prawdziwy i - w co zdawał się czasami wierzyć sam jego twórca - ostateczny obraz istnienia. W tej materii Witkiewicz toczył walkę polemiczną ze współczesnymi jemu nurtami filozoficznymi oskarżając je o minimalizm i zajmowanie się "głupstwami" kosztem roztrząsania prawdziwych problemów. Swoją ontologię Witkiewicz nazwał "monadyzmem biologicznym" i był skłonny uważać za twórcze rozwinięcie myśli Leibniza. Najprościej swego czasu próbował poglądy Witkiewicza streścić Tadeusz Kotarbiński pisząc, iż wg Witkiewicza zegarek składa się z żyjątek. Rzecz jest oczywiście nieco bardziej skomplikowana, choć - jak dowodzi Maciej Soin w swojej książce Filozofia Stanisława Ignacego Witkiewicza - nie aż tak, jak skłonni byli przypuszczać niektórzy spośród badaczy. Pisze on: obraz świata, jaki wyłania się z "Hauptwerku" [tak Witkiewicz nazywał w skrócie swoją książkę napisaną w latach 1917-1935 pt. "Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia" - przyp. B.J.] Witkacego daje się z powodzeniem - tj. bez szczególnego uszczerbku dla zasadniczych zrębów stanowiska - opisać tradycyjnym językiem filozofii. Nie zostaną jednakże w tym miejscu przedstawione założenia, ani wykładnia ontologii Witkiewicza ze szczególnym uwzględnieniem jej problemów związanych z dualistycznym/monistycznym obrazem świata i pytaniem o to, czy Witkiewicz był tak naprawdę idealistą, czy też materialistą? Przyczyną tego brak miejsca, a także umiejętności autora zaprezentowania tej problematyki w kilku zdaniach. Należy jednak mieć świadomość, że ontologia jest fundamentalną i najpierwotniejszą dziedziną filozofii - zajmuje się najbardziej podstawowymi zagadnieniami i odpowiada na najważniejsze dla ludzkości/człowieka pytania. Skoro Witkiewicz jej właśnie postanowił poświęcić najwięcej uwagi, nie należy jej w żaden sposób pomijać i lekceważyć zajmując się jego twórczością (pozostawiając już nawet na boku kwestię wzajemnego powiązania i oddziaływania ontologii Witkiewicza na pozostałe dziedziny jego filozofii). I dodajmy - wysiłek Witkiewicza podjęcia na nowo problematyki stanowiącej owo "jądro" samej filozofii w czasie, gdy europejska filozofia współczesna Witkiewiczowi zdawała się nie doceniać jej należycie, jest szczególnie godny uwagi - także dla historyków filozofii, a nie tylko literaturoznawców.

Historiozofia próbuje udzielić odpowiedzi na pytania: skąd, dokąd i dlaczego - jako ludzkość - zmierzamy? Czasy przełomu - a z pewnością w takich przyszło żyć Witkiewiczowi - szczególnie sprzyjają tego typu refleksji. Myśl Witkiewicza w tej dziedzinie zwykło określać się mianem "katastrofizmu", co nie jest chyba najszczęśliwszym określeniem. Przy bliższym bowiem przyjrzeniu się poglądom Witkiewicza wyraźnie widać, iż metodologiczne wymogi pozwalają określić mianem historiozofii jedynie taką koncepcję Witkiewicza, w której "uczucia metafizyczne" nie posiadają ontologicznej racji bytu, a ludzkość przez cały czas zmierza do "ogólnej szczęśliwości" realizując jedyną wartość, czyli "pełny brzuch". Koniec historii - według tej koncepcji - jest na wskroś optymistyczny - to ludzkość żyjąca w dostatku i w pełni szczęśliwa, która na drodze do tej szczęśliwości w podstępny sposób wykorzystała "jednostki metafizyczne", aby te - tworząc kulturę (w postaci religii, sztuki i filozofii) - oddały jej przysługę. Oczywiście całą tę koncepcję Witkiewicza można "wziąć w nawias" i podważyć bazując na licznych wypowiedziach samego filozofa (trudno wtedy jest samemu Witkiewiczowi określić koniec historii i ostateczny cel ludzkości). Wtedy jednakże nie można z pełną odpowiedzialnością nazywać Witkiewicza - w sensie filozoficznym - "katastrofistą", ponieważ nie przedstawił on spójnej koncepcji historiozoficznej obalającej tę pierwszą. "Katastrofistą" pozostaje raczej Witkacy w potocznym rozumieniu - jako ktoś, kto przeczuwał zbliżającą się katastrofę (choć jednocześnie starał się jej na każdym kroku przeciwdziałać), a nie myśliciel, którego historiozofię określić można mianem "katastrofizmu".

Jeśli chodzi o estetykę Witkiewicza - autor przyznaje, że na tym polu czuje się najmniej kompetentny - to najważniejszym jej pojęciem uczynił filozof pojęcie "formy". Dzieło sztuki przemawia do nas oraz wyróżnia się właśnie formą i to ona - poprzez możliwość całościowego odbioru dzieła składającego się z wielu elementów - sprawia, że jesteśmy w stanie doświadczyć "przeżycia metafizycznego" (tutaj rozwija Witkiewicz sławne już pojęcie "Czystej Formy" związane z samym rozwojem ludzkości, sztuki, a co za tym idzie z odmiennymi możliwościami pobudzenia dzieła sztuki do tego rodzaju przeżycia). "Przeżycie metafizyczne" wywołane obcowaniem z dziełem sztuki jest jednak odmienne od "przeżyć metafizycznych" powodowanych np. bezpośrednim obcowaniem z "Tajemnicą Istnienia". Nie każde dzieło sztuki i nie u każdego odbiorcy jest jednak w stanie wzbudzić "przeżycie metafizyczne" - poczucie jedności wszystkich jego elementów, które w konsekwencji prowadzi do takiego przeżycia, jest rzeczą czysto subiektywną. Problematykę tę Witkiewicz rozwija w pismach teoretycznych oraz licznych artykułach w odniesieniu do malarstwa, dramatu, poezji oraz powieści. Koncepcje estetyczne Witkiewicza doczekały się wielu cennych omówień, do których autor zainteresowane osoby odsyła.

Tak jak cała twórczość Witkiewicza, również filozofia doczekała się wielu interpretacji. Przedstawiano Witkiewicza jako prekursora egzystencjalizmu (R. Ingarden), zwracano uwagę na różnicę między filozofią "wczesnego" i "późnego" Witkiewicza (B. Michalski), wykazywano sprzeczność pomiędzy antynaturalistyczną ontologią i naturalistyczną teorią kultury (S. Morawski), zaznaczano swoistą dwutorowość myślenia i próbowano tworzyć syntezę (K. Pomian), wskazywano na naturalistyczne podłoże historiozofii Witkiewicza (M. Szpakowska) oraz pisano o planowanej w przyszłości syntezie ontologii i historiozofii (M. Soin). Najważniejszą zasługą badaczy filozoficznego dorobku Witkiewicza - oczywiście poza samą wartością wyjaśnienia zawiłości filozoficznej myśli Witkiewicza - pozostaje fakt, iż - jak to wielokrotnie wykazali - bez przyswojenia przynajmniej w zarysie założeń filozofii Witkiewicza nie jest możliwe pełne zrozumienie pozostałych dyscyplin, które go pochłaniały.

Witkacy - PISARZ

Witkacy został pisarzem bardzo wcześnie, bo już w wieku lat 8. Jak sam zapewniał, stworzone wtedy "dramaty" powstały zainspirowane lekturą dzieł Szekspira... Literaturę zarzucił jednak młody Staś na rzecz malarstwa, muzyki, fotografii i filozofii. Z pełną świadomością powróci do niej w latach 1910-1911 pisząc swoją pierwszą powieść - 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta. Od tego momentu pisanie towarzyszyło mu będzie do końca życia (wprawdzie zarzuci je dla filozofii w latach 30., to jednak wtedy stworzy Narkotyki, Niemyte dusze, a także publikował będzie nadal dużą ilość artykułów oraz pisał wiele listów, które też uznać można za swoiste "dziełka" sztuki, czy też - w przypadku listów do żony pisanych praktycznie każdego dnia - osobisty dziennik pisarza).



Witkacy pisał dużo i szybko, raczej pod wpływem nagłego impulsu niż długich kontemplacji. Większość ocalałych dramatów powstała w pierwszej połowie lat 20 (np. w samym roku 1920 aż dziesięć!!!), a dwie najważniejsze powieści pomiędzy rokiem 1925 a 1927 (chodzi o Pożegnanie jesieni oraz Nienasycenie). Skupiał się głównie na przelaniu na papier pewnych rodzących się w głowie pomysłów. Co więcej - paradoksalnie, w obliczu własnej teorii Czystej Formy - nie przywiązywał zbyt dużej uwagi do samej formy (jak pisał w jednym z listów do ojca podczas pracy nad 622 upadkami Bunga - "walił powieść po kilkadziesiąt stron dziennie") i nie spędzał dużo czasu nad poprawianiem istniejącego już rękopisu (inaczej rzecz się miała z pracami filozoficznymi, szczególnie z "główniakiem", który "szlifował" wiele lat). Pomimo tego książki Witkacego są interesujące. Czytanie dramatów (a także powieści) to rozrywka przedniej klasy na tle tego, co dzisiaj uchodzi za śmieszne. Niezwykłe poczucie humoru autora, pewna "fantastyczność" sytuacji i postaci oraz sam język, którym posługiwał się Witkiewicz, czynią z jego utworów coś, po co sięgną z przyjemnością co inteligentniejsi licealiści po obowiązkowej lekturze Szewców (oczywiście jeśli trafi się "pani polonistka" wiedząca coś więcej o Witkacym niż to tylko, że był narkomanem i całe życie "uganiał się za babami").

Dzieło Witkacego warte jest jednak poznania głównie z powodu tematyki, jaką pisarz porusza. Spróbujmy - w dużym skrócie - naszkicować główne jej wątki. Najważniejszy i fundamentalny problem, który nie dawał spokoju Witkacemu, to problem przemiany ludzkości, czy też może rodzenia się na jego oczach nowego typu społeczeństwa oraz nowego typu jednostek. Tej tematyce poświęcone są właściwie wszystkie utwory literackie pisarza. Oczywiście, w ramach tego ogólnego problemu rysują się kolejne: miejsce jednostki w tymże społeczeństwie, tworzące się nowego typu związki międzyludzkie (w tym także rozpad dotychczasowych - rodziny, zmniejszająca się rola religii w życiu człowieka, zamiana ról kobiety i mężczyzny), miejsce artysty i samej sztuki w nowej społeczności (a także religii i filozofii) oraz wiele innych, nie mniej interesujących i ważkich dla współczesności zagadnień.



Poniekąd właśnie związany z tym jest problem prekursorstwa Witkiewicza wobec egzystencjalizmu, na które zwracano już wielokrotnie uwagę. "Wątki egzystencjalne" obecne są niemal we wszystkich jego utworach literackich. Problem samotności jednostki, niemożności poznania i zrozumienia drugiego "Istnienia Poszczególnego", czy poszukiwanie/stwarzanie sensu własnego "Istnienia", to klasyczne tematy, które na dobre zadomowią się w literaturze po II Wojnie Światowej.

Ostatnim - dla nas, Polaków szczególnie ciekawym problemem - jest zajmowanie się Witkacego czymś, co zwykło się określać mianem "problematyki polskiej". Tematykę tę podejmuje pisarz głównie w powieściach Pożegnanie jesieni oraz Nienasycenie, ale także w szkicu Niemyte dusze. Nie miejsce tutaj, aby streścić w kilku słowach całość tej problematyki, można jednak zaznaczyć, iż chodzi o nasz "charakter narodowy", świadomość własnych wad i zalet oraz miejsce Polski pośród narodów Europy, czy ogólniej - pomiędzy "wschodem" a "zachodem". Wobec nieprawdopodobnej jałowości dyskusji (lub może raczej braku jakiejkolwiek poważnej dyskusji) związanej z tą problematyką współcześnie, Witkacy jawi się, jako tęgi umysł i wręcz klasyk, pomimo tego, iż sam w tej materii uznawał siebie za "laika" i "nieuka". Cóż, czasem dobra intuicja i ogląd otaczającej nas rzeczywistości okazują się więcej warte niż rozdrabnianie się współczesnej historiografii "na drobne", miast poszukiwania adekwatnej "syntezy".
Jest także Witkiewicz wart czytania ze względów czysto naukowych, jako swoisty ewenement polski. W czasach, gdy społeczeństwo polskie pasjonowano się budową portu w Gdyni i COP-u, a "patriotycznie" nastawiona młodzież już widziała nasz kraj wśród potęg kolonialnych, Witkiewicz dostrzegał rzeczy, z których zdano sobie sprawę wtedy, gdy było już na to za późno. Czas pokazał jednak, że to Witkacy miał rację i zasługiwał na coś więcej niż kpiny środowiska i nie docenianie przez krytykę. Witold Gombrowicz napisze już po wojnie: A jednak po latach tak to wygląda, że duch czasu coraz bardziej staje się pokrewny temu duchowi tragicznemu. Trzeba jednak przyznać, że wyprzedził czas i że czas teraz dopieo go dosięga. Powinniśmy mieć świadomość tego, iż gdyby udało się - użyjmy tutaj tego modnego słowa - wypromować Witkacego wtedy, gdy żył, mógłby się stać myślicielem formatu co najmniej europejskiego (przykład: Jose Ortega y Gasset (powszechnie doceniony myśliciel) swój głośny esej pt. Bunt mas ogłosił w roku 1930, podczas gdy Witkacy swoje poglądy historiozoficzne - w dużej mierze zbieżne z poglądami Hiszpana - przedstawił już w 1919 w pracy Nowe formy w malarstwie...). 


Witkacy-pisarz z pewnością ciągle wart jest uwagi. Jest on bowiem nadal aktualny. W czasach PRL-u początkowo uchodził za "wywrotowca", gdyż świat, który przedstawił w dramatach i powieściach, uważano za obraz ówczesnej rzeczywistości. Szybko jednak nastąpiło "przewartościowanie wartości" w tej materii, a to - w dużej mierze - za sprawą popularności, jaką sztuki i powieści Witkacego zaczęły zdobywać na kapitalistycznym zachodzie. Byłby więc li tylko prorokiem komunizmu i powszechnej nudy panującej w socjalistycznych społeczeństwach? Wątpliwe. Wysiłkiem wnikliwych badaczy spuścizny Zakopiańczyka dowiedziono, iż jest on aktualny tak samo w Warszawie lat 50, co w Paryżu lat 80. Pisał o tym już Czesław Miłosz: Z olbrzymiej większości "mistrzów" powieści, wiersza czy noweli i tak nic nie zostanie, a z Witkiewicza, bynajmniej nie mistrza, da się zachować coś trwałego, co pozostaje ważne nie tylko w Warszawie czy Krakowie, ale i w Sydney, i w Pensylwanii. Niesłabnąca popularność, jaką ten pisarz się cieszy, może jednakże - z drugiej strony - doprowadzić do wniosku, że czas Witkacego dopiero nadchodzi...

Witkacy - MALARZ

Malarstwo - obok fotografii - było pierwszą z pasji młodego Witkacego. Pod bacznym okiem ojca doskonalił technikę malarską i swoje umiejętności malując głównie pejzaże (w tym celu wyjeżdżał do rodziny na Litwę). Z czasem jednak - zafascynowany najnowszymi trendami w malarstwie europejskim, z którymi zapozna się odwiedzając w latach 1904-1908 m.in. Wiedeń, Monachium i Paryż - porzuca Witkacy prawie całkowicie "malowanie z natury" i pojawiają się pierwsze "potwory" (tak w listach ojciec nazywał te jego nowe obrazy). Witkiewicz jest jednym ze współzałożycieli Towarzystwa "Sztuka Podhalańska". W 1909 roku odbywa się pierwsza wystawa prac Towarzystwa w Zakopanem.

Po wojnie Witkacy zostaje głównym teoretykiem grupy Formistów. Swoje prace wystawia m.in. w Zakopanem, Krakowie, we Lwowie, Poznaniu i Warszawie. W latach tych Witkiewicz zdobywa pewną sławę w kraju i uważany jest w dużej mierze głównie za malarza. W latach późniejszych zarzuci Witkacy malarstwo, wykorzystując swoje umiejętności w tej materii głównie w celach zarobkowych - zakładając w 1925 roku Firmę Portretową "S. I. Witkiewicz". Poza portretami - które będzie malował już bez przerwy do końca - tworzy w wolnych chwilach całą serię zabawnych rysunków i grafik.


Paradoksalnie, po latach chyba właśnie te portrety okazują się najbardziej cenionymi dziełami malarskimi Witkacego. Przez kilkanaście lat Witkiewicz namalował kilka tysięcy portretów. Sam sklasyfikował ich rodzaje w zależności od stopnia ich "realności", czy jak sam pisał - "ulizania". Jeżdżąc po kraju, szybko zdobył uznanie i nawet stworzyła się pewna moda na posiadanie własnego portretu namalowanego przez Witkacego. Malował więc wszystkich: przedsiębiorców, arystokratów, a nawet rodzinę Marszałka. Oprócz tego miał w zwyczaju odwdzięczać się przyjaciołom za gościnę malując portrety wszystkim domownikom. Seryjnie tworzy także autoportrety - ostatni zachowany namalował 11 sierpnia 1939 roku. Z portretami - czy raczej osobami znajdującymi się na tych portretach - wiąże się wiele interesujących historii. Namalowane osoby często - przyglądając się sobie po latach - uważają, że Witkiewicz przepowiedział ich losy, przyszłość (wybór tego typu wspomnień znaleźć można w książce Joanny Siedleckiej Mahatma Witkac).


linki do ciekawych stron:





Jacek Podsiadło

*NOTA BIOGRAFICZNA:


Urodził się w 1964 roku w Szewnie koło Ostrowca Świętokrzyskiego, pracował w hucie, na budowach, do niedawna prowadził audycje w Polskim Radiu w Opolu, w latach osiemdziesiątych współpracował z pacyfistycznym i ekologicznym ruchem "Wolność i Pokój", od 1991 związany z "bruLionem", laureat wielu nagród i konkursów literackich, m. in. nagrody im. Georga Trakla (1994) i Nagrody Kościelskich (1998).

Podsiadło rejestruje i lirycznie przetwarza treści codziennego doświadczenia, afirmuje prywatność i autentyzm, głosi sceptycyzm i dystans w stosunku do instytucji i rytuałów życia publicznego. Jego wiersze układają się w poetycki dziennik (często "nocnik") życia upływającego w warunkach z pozoru całkowicie niepoetyckich. Twórca rozwija wątki egzystencjalne, drąży sytuacje i nastroje towarzyszące raczej zwykłości niż ekstrawagancji lub egzotyce. Miłość, Droga (pisane zawsze dużą literą), miejsce, wspomnienie dzieciństwa i młodości stanowią dla niego punkt wyjścia (ale i punkt dojścia...) do rozwinięcia wstęgi zdania, sekwencji skojarzeń i imion. Słowo krąży między konkretem danej chwili (przedmiotu, zdarzenia), a ich - pełnym rozmachu, często olśniewającym, kunsztownym - artystycznym przetworzeniem.

Krytyka wskazywała na powinowactwa Podsiadły z polską poezja barokową, a także z twórczością Edwarda Stachury i poetów pokolenia '68 (w szczególności z poezją Stanisława Barańczaka) oraz z poetami należącymi do szkoły nowojorskiej (Frank O'Hara i inni), jednak jego wiersze nie oddają się we władanie żadnej z tych tradycji (choć ślady każdej z nich można w nich odkryć). Są one przekazem na wskroś indywidualnym, choć jednocześnie realizują klasycystyczny ideał harmonii między artystycznym impulsem a poetycka inwencją: upostaciowane w języku bogatym tak pod względem eufonicznym, jak i składniowym, zarazem proste i skromne (bo wywiedzione z biograficznego szczegółu) oraz wyszukane (bo często są one "próbą formy", grą wyobraźni i wariacją skojarzeń na zadany sobie temat).
"Pomimo wysiłków nie potrafię zrozumieć pewnych, może nawet fundamentalnych zjawisk naszej kultury. I na przykład nie rozumiem tego, że ludzie się wstydzą swojej prywatności." (Jacek Podsiadło)


Kilka utworów z I tomu "Wierszy wybranych"

***
prosiłem dziewczynkę
- narysuj mi Drogę
dom
drzwi okna
i dym z komina -

narysowała wszystko
w kreskach deszczu
- ale ty jesteś w środku pod dwiema pierzynami -
mówiła

podziękowałem
zabrałem rysunek i odszedłem

- zaczekaj jeszcze piorun -
krzyknęła wyjmując czerwoną kredkę
84.07.06

CHARLES L.DODGSON PISZE A POTEM DRZE NA STRZĘPY LIST DO ALICE LIDELL
lubię na ciebie patrzeć
żywa jesteś w pląsach i na dagerotypie
wyglądasz jakbyś wiedziała wszystko

żelazne bukwy ich praw
zabierają mi ciebie
odejmują od ust i rąk
zielony obłęd oplata bluszczem ściany mojego domu

jesteś małą dziewczynką nie wiesz nic
ja wim już wszystko
czyli także nic
- wiele moglibyśmy sobie powiedzieć

nie jestem dzieckiem
jestem mężczyzną który pragnie Czułości
i lubi się bawić
87.03.22


***
Ostatecznie
udało się nam udowodnić sobie,
że nie jesteśmy stworzeni do życia,
lecz w życiu
zakopani.
Jak dzieci
długo szukajace ukrytego Przyjaciela
i wołające z rezygnacją : wychodź, wychodź!
spostrzegliśmy poniewczasie, że żaden Bóg
nie bawi się z nami
w chowanego.
Ale my
możemy się nadal bawić
odnajdując siebie.
Dziewczynki, które urodzą nasze żony,
na pewno będą domagać się
zabawy.
97.06.26

WSZYSTKO JEST ILUZJĄ, KAŻDY JEST ILUZJONISTĄ
Na początku był ateizm.
Potem Atman, Allah, Bóg, Brahman, Budda
i tak dalej, aż zabrakło alfabetu.
Nie ma prawdy, sensu, poznania, nie ma rzeczywistości, nie ma sztuki,
sa tylko przewrotne sztuczki
i słowa, słowa, słowa.
I znów trzeba zacząć od początku,
przewartościować alfabet i ogłosić :
Aerobic jest jedyną drogą zbawienia.
86.08.28

PLE PLE PLE PLE ( Mirkowi Drabczykowi)
jestem inteligentny
jestem elokwentny
na wszystkie pytania
mam gotową odpowiedź

: nie wiem
86.07.31

NARZUCAJĄCA SIĘ ANALOGIA
kto nigdy nie spał z trzema książkami przy głowie
np. Słownikiem terminów literackich Archetypami i symbolami Junga i Antologią nowej poezji brytyjskiej

nie wie co znaczy spać z trzema naraz kobietami
gdy każda jest inaczej lubiezna kusicielska niezdobyta
85.02.07


***
trzymam w dłoni zapaloną zapałkę

mogę spalić sądy
mogę spalić kościoły
mogę spalić burdele
mogę spalić więzienia
mogę spalić poligony

kiedy płomień dochodzi do palców
trzymam w nich tylko
małą czrną trumienkę
85.03.06

SID VICIOUS PISZE A POTEM DRZE NA STRZĘPY LIST DO NANCY SPUGEN
Kupiłem nóż. Parę dni temu miałem strasznie dużo pieniędzy,
handlarz heroiną patrzył na mnie jak na Zbawiciela,
kupiłem osiem par spodni, ten nóż
i ulica którą szedłem, wydawała mi się złotą plażą.

Potem znów zobaczyłem cię tańczącą nago
w barze przy Times Square, zobaczyłem cię
w chytrych oczkach tłustego mieszczanina patrzącego na mnie
wzrokiem pogromcy zajęcy. Jakby wiedział. chciałem go zabić,
chciałem wymordować wszystkich tłuściochów
w tym obrzydliwym Nowym Jorku.

Schudłem, myślę o tobie nawet kiedy sram,
moje wizje są coraz upiorniejsze,
pewien Żyd-artysta spił mnie wczoraj ochydnym koniakiem
i zawiózł do psychoanalityka, sądził, że jest
czymś w rodzaju mojego Przyjaciela. Rzuciłem nożem,
trzonek tafił doktora
w błyszczącą, sztuczną szczękę, Żyd coś tłumaczył,
ja podniosłem nóż, kopnąłem barek na kółkach i uciekłem.

Jeśli próbujesz telefonować, tracisz czas,
wyrwałem przewód i wyrzuciłem telefon do lodówki.
Śpię z gitarą, zastawiłem drzwi meblami,
przeklinam i błogosławię chodząc od ściany do ściany.
Moja najdroższa, moja słodka, nadprzyrodzona dziwko z prowincji,
dlaczego jesteś taka obca, dlaczego nie w moim łóżku
palisz tej nocy papierosa za papierosem?
Twój mały Sid zwariował, umie już tylko jedno:
niszczyć.

Raz w życiu byłem szczęśliwy, pierwszej nocy
z tobą. To nie powinno było się kończyć. Dam ci ostatnią szansę
uczynienia wszystkiego prostym i pięknym. Tu,
w Nowym Jorku, stolicy świata, w Chelsea Hotel.
Nr 2. Czy słyszysz tę muzykę? To strach, nasz wspólny starch.
88.07.25





fragment felietonu ze zbioru A mój syn...

Popolemizujmy

"A mój syn przysłał mi kartkę z wakacji. „Tato! U nas była trąba powietrzna, ale daleko. Widzieliśmy 5 bocianów. U nas była tylko burza. Przygody: Jechałem kolejką wąskotorową. Poznałem Olka. Byłem na ścieżce pszyrodniczej z przewodnikiem. Byłem nad jeziorem i było super! Pa!” Więcej się nie zmieściło, bo pół kartki zajmuje stempel z napisem „Wigierski Park Narodowy wita w XXI wieku” Na drugiej, podzielonej na cztery zdjątka stronie, bóbr europejski sprawdza, jak smakuje w XXI wieku stara marchew czy coś. Jeziora: Samle Małe i Przetaczek z okazji XXI wieku starają się ładnie wyglądać z lotu ptaka. Jezioro Wigry dziwi się, skąd w XXI wieku tylu kajakarzy. XXI-wieczna sasanka kwitnie jak przed wiekami. Miało też być zdjątko „Na ścieżce edukacyjnej Las”, ale coś się projektantowi kartki pokićkało.
A Wy nie przysłaliście mi kartki z wakacji. Ani jednej. No, ale przysyłacie listy elektroniczne. Ponieważ z kręgów zbliżonych do moich znajomych okrutnie a niesprawiedliwie oberwało mi się za cytowanie przyjaznych i pochlebnych e-maili, dziś skupię się na e-mailach polemicznych.
Teoria prasowego e-maila polemicznego wyróżnia kilka jego rodzajów. Najczęściej spotykany to WASP, co jest skrótem od „W arcyważnej sprawie przecinka”. Mamy z tym gatunkiem do czynienia, kiedy autor taki jak ja pisze np. tekst w obronie życia pogiętego, a w odpowiedzi otrzymuje elaborat jakiegoś sztywniaka na temat źle postawionego przecinka. Inny rodzaj to liścik typu „Wybaczam panu”. Sam lubię go stosować, ale Krzysztof Cierniak porwał się na tę formę zbyt pochopnie, zaczynając korespondencję od: „Wybaczam Panu pomyłkę (syntezę Zenka Jaskuły ze Zdzisławem Spruchem), jako że sam nie mogę się połapać w tych wszystkich kapitanach”. Chodzi nadawcy o felieton, w którym napomknąłem o Zdzisławie Jaskule. Zmilczałem, ale po jakimś czasie nadawca zaczął poganiać: „Bez odpowiedzi? A co z błędami (m. in. rzeczowymi), które tak misternie wplotłem w liścik?” Proszę bardzo, skoro tak uparcie zawraca Pan głowę, oto rzeczowa odpowiedź. Oprócz kolarzy istnieją na świecie poeci. Nie chodziło mi o kolarza Zenona Jaskułę, ale o znanego poetę Zdzisława Jaskułę. Na kolarzach też Pan się nie zna, bo Spruchowi jest Zbigniew, nie Zdzisław. Kolejny rodzaj e-maila, pokrewny powyższemu, to „Zapłaciłem panu”. Anonimowy i rozgoryczony nadawca jednego z takich zaczął od cytatu z mojego tekstu: „»Na przykład teraz: piszę sobie felietonik, podglądam jaskółki, słucham deszczu i Patti Smith, jaram szlugi, fajnie jest«. Tyle, że ja za to płacę. Dokładnie 3,5 zł. jac”. Tym razem nie zmilczałem i odpisałem: „To nie płać. Na razie nie ma przymusu kupowania prasy. A listy podpisuj nazwiskiem. Jacek Podsiadło” W odpowiedzi dowiedziałem się m. in., że „1. oferta (propozycja zawarcia umowy na podanych warunkach) jest wiążąca (!) – oferta produktu »Tygodnik Powszechny« zawiera umowny warunek, ze będzie on takiej samej, właściwej sobie jakości, jakiej jest od lat. (...) 2. inny felietonista z »TP« – Lem – z pewnością pokusiłby się o dywagacje na temat, co by było, gdyby przymus kupowania prasy jednak istniał i wszyscy byliby zmuszeni czytać felietony na temat jaskółki oglądającej mundial w tv. (...) 4. internet ma to do siebie, ze panują w nim inne zwyczaje (netykieta) niż w np. w korespondencji tradycyjnej, a jednym z takich zwyczajów jest brak przymusu podpisywania się nazwiskiem. Zresztą zdarza się, że internauci są bardziej rozpoznawalni dzięki swoim nick»om niż nic nikomu nie mówiącym nazwiskom. Innym, charakterystycznym dla internetu zwyczajem jest zwracanie się do kogoś per »ty«, z czego Pan skwapliwie skorzystał. 5. wszystko co napisałem (..) jest żartem, albowiem Twój felieton spodobał mi się i nie żałuję wydanych 3,5 zł. Co miałem napisać? Że fajny? Nawet byś nie odpisał. jac”. Panie jac, niechże Pan się tak nie podnieca netykietą i nickami, bo się Panu komputer zawiesi. Co do pkt. 1: gdyby było tak, jak Pan mniema, prasa nie mogłaby się rozwijać, bo nie mogłaby publikować ani gorszych, ani lepszych tekstów niż te „od lat”. Co do pkt. 4: „netykieta” obowiązuje tylko ludzi nie znających etykiety. Przedstawianie się nie jest przymusem, tylko dobrym obyczajem, bo w każdym miejscu i w każdym medium człowiek ma prawo wiedzieć, z kim rozmawia. Na „ty” przeszedłem, bo ponieważ Pan się nie przedstawił, więc musiałem zgadywać Pański wiek i stopień rozwoju. Z Pańskiego „nicka” mogłem wywnioskować jedynie, że wstydzi się Pan imienia, jakie Panu rodzice nadali przy chrzcie. Co do pkt. 5: listów – także elektronicznych – nie pisze się po to, żeby ktoś odpisał, tylko żeby coś przekazać. A co do pkt. 2, polemika po Lemie nie jest chyba możliwa, dlatego z przyjemnością i zapewne w zgodzie z „netykietą” witam Pana na czarnej liście nadawców zablokowanych.
 Czego nie mógłbym zrobić w przypadku kartki z wakacji przysłanej pocztą tradycyjną."


wywiady z nim